Wspominałam już we wcześniejszych swoich postach, że od jakiegoś czasu nastąpił "wysyp" inicjatyw tego typu.
Targi na świeżym powietrzu to wydarzenia promujące żywność ekologiczną, często z własnych upraw czy hodowli.
Tym razem - szczęśliwie dla mnie - taki targ jest organizowany w każde sobotnie przedpołudnie na mojej dzielnicy czyli na Bemowie :-) Bemowski targ, jako że jest to inicjatywa młoda to zrzesza stosunkowo niewielką ilość kupców.
Ogólnie rzecz biorąc podoba mi się ten pomysł sam w sobie ale jednocześnie nie opuszcza mnie myśl, że jest to jednak swego rodzaju moda i to mi chyba nie daje spokoju wręcz przeszkadza w tym, by w pełni cieszyć się obecnością na takim targu.
Powodem tego dysonansu może jest fakt, że moje dzieciństwo miało miejsce w czasach, gdy przemysł spożywczy nie był jeszcze tak rozwinięty. A ja doskonale pamiętam czasy, kiedy konsumpcja nie była taka wszechogarniająca. To były czasy, gdy kuchnia domowa i swojska nie była czymś rzadkim. Nikt nie zachwycał się jajkami prosto od kurki, domową konfiturą czy pierogami własnej roboty. To było całkiem normalne.
Teraz, gdy żywność jest tak mocno przetworzona wracamy do "korzeni". To dobrze :-)
Mnie jednak nadal dręczy poczucie, że w przeważającej większości ten zachwyt jest sztuczny a zachowania wymuszone pewnym trendem i modą.
Z drugiej strony, skoro to jest zjawisko pozytywne to czy należy się czepiać?..... i doszukiwać drugiego dna zachowań ludzkich?..... nie wiem.
Komentarze
Prześlij komentarz